Dzisiejsza wyprawa nie należała do najłatwiejszych, aaaaa psik! Na początku wcale jeszcze nie padało co prawda, ale … wiało! A tak się złożyło, że wiatr miałam po skosie od przodu z prawej :-((((( Ale co tam, zamiast jechać 40 minut jechałam godzinę, ale dojechałam, a to najważniejsze przecież prawda? Oto mój rynsztunek na starcie już w lesie, nawet statyw wzięłam, choć w końcu nie użyłam go ani razu 😉 ale go miałam, o! 😛
na starcie u progu lasu 🙂
Punkt startowy jest charakterystyczny tym, że jest tu pniak, na którym od 2008 roku obserwuję wzrost czyrenia ogniowego, kiedyś może opowiem jego historię, od maleńkiego do obecnej postaci 🙂
Później etapami zatrzymywałam się w wielu miejscach obchodząc okolicę w poszukiwaniach ciekawostek grzybkowych i innych, jednym z pierwszych przystanków było takie miejsce, tu nadal wciąż jeszcze nie padało 🙂
Jeden z przystanków, tu nadal jeszcze nie padało 🙂
No ale natura dała znać o sobie, tudzież sprawdzalność prognozy pogody i od pewnego momentu nie ulewny, ale miarowy deszczyk marcowy zaczął mi towarzyszyć już na stałe, aż do końca 😉 Na przykład tu widoczne są wyraźnie koła od kropel deszczu spadających na taflę niewielkiej wody:
koła od kropel deszczu 🙂
Ale co jak co, purchawki dopisały mi znakomicie 🙂 Na leżących konarach i odziomku przełamanego drzewka znalazłam taaaaakie mrowie purchawki gruszkowatej! Oczywiście to były zeszłoroczny purchawki, ale jeszcze pod uderzeniem kropli deszczu wyrzucały z siebie dymki zarodników 🙂
Lycoperdon pyriforme na tle zroszonej deszczem ściółki leśnej
Lycoperdon pyriforme na tle zroszonej deszczem ściółki leśnej
Lycoperdon pyriforme na tle zroszonej deszczem ściółki leśnej
Lycoperdon pyriforme na tle zroszonej deszczem ściółki leśnej
Lycoperdon pyriforme na odziomku, w tle zroszona deszczem ściółka leśna
Fajnie musiało to wyglądać w zeszłym roku, w pełni owocnikowania tej purchawki, ale dziś też wyglądało super 🙂
Aaaa psik, oj, do łóżka, do łóżka, wygrzać się trzeba! 😛